Wyprawa na „Wielki Dzwon”
W dniu od 28.09.2011 r. do 02.10.2011r. została przeprowadzona, zakończona pełnym sukcesem, wyprawa KW Lubin na najwyższy szczyt Austrii Grossglockner (3798 m) . W wyprawie kierowanej przez Piotra Jaśkiewicza i Janka Dudarowskiego uczestniczyło w sumie 15 osób , w tym 9 osobowa klubowa grupa i 5- osobowa zaprzyjaźniona, niezależna grupa . W skład grupy klubowej , której trzon stanowili uczestnicy tegorocznej wyprawy na MB, weszli : Asia „Galasek i Agnieszka „Aga” ze Środy Śl., Jan i Marek i Piotr z Lubina , Wiktoria „Wiki” z Legnicy, Robert „Kirgiz” z Legnicy, Kasia i Irek okolice Wrocławia oraz Piotr „Piter” z Lwówka Śl. Wyjechaliśmy z Lubina (spod Baszty ) późnym wieczorem ok. 22.00 i po całonocnej podróży przez Niemcy, na drugi dzień rano ok. 8.00 dotarliśmy na parking w Kalsm Am Grossglocner . Stamtąd po przepakowaniu się wyruszyliśmy w kierunku schroniska Studlhutte (2802 m ) . Po drodze w schronisku Lucknerhauss z entuzjazmem przyjęliśmy informację od naszej wyprawowej tłumaczki Agi , że możemy za niewielka cenę oddać do przewozu nasze plecaki kolejką transportową do Studlhutte- z czego skwapliwie skorzystaliśmy . Już bez obciążenia w wesołych nastrojach dotarliśmy do schroniska i zakwaterowaliśmy się w pokoju (lager ) nr 6 zadowoleni z dość dobrych warunków jakie schronisko oferowało . Część osób wyruszyło na pobliski szczyt czy raczej grań skalna o romantycznej nazwie Blue Wand , a wszyscy spotkali się na kolacji przy stole przed schroniskiem . Pogoda była na super , b. ciepło , bezchmurnie i bezwietrznie . Warunki w górach raczej letnie niż jesienne, a dalsza prognoza była równie optymistyczna . Na drugi dzień (szkoleniowo – aklimatyzacyjny ) na lodowcu Technitzkeets odbyło się szkolenie lodowcowe i wspinaczki w lodzie z elementami autoratownictwa kierowane przez Pitera . Uczestnicy pod czujnym okiem Piotra i Jana ochoczo i z poświęceniem ćwiczyli pokonywanie w zespołach uszczelnionego lodowca , wychodzenie ze szczelin , elementy wspinaczki w lodzie , elementy autoratownictwa . Po powrocie do schroniska rozpoczęliśmy przygotowania do ataku szczytowego . W sobotę pobudka nastąpiła krótko przed 5.00 i po śniadaniu ok. 6.30 wyruszyliśmy w kierunku Grossglocknera przez lodowiec Koednitzkees do schroniska Adlersruhe i Glocnerleitl .Pogoda była wręcz plażowa, a nie górska , co ułatwiało wspinaczkę i czyniło ją bardziej bezpieczną . Po pokonaniu lodowo- śnieżnego kuluary (dość niebezpiecznego : spadające bryły śniegu , twardy szklisty lód , a raczej mieszanina lodu i skalnego piachu ,połączone z ryzykiem upadku będącego kogoś wyżej na naszą głowę ) dotarliśmy na przełączkę pomiędzy mały a wielkim Glockiem . Tam zdjęliśmy raki , zostawiliśmy czekany i ruszyliśmy w górę skalną, stromą i eksponowaną granią, ubezpieczoną w metalowe paliki. Grań dość skomplikowana technicznie z uwagi na łupkowy rodzaj skały i ograniczona ilość stopni i chwytów oraz stałą ekspozycję, w tak idealnych warunkach pogodowych nie stanowiłaby problemu , gdyby nie duża ilość osób wspinających się w górę i schodzących w dół Problemem był też prawie zupełny brak wariantów I możliwości wyboru innej drogi wspinaczki . Najczęściej był tylko jeden wariant i jak jakiś zespół był na nim, reszta musiała cierpliwie czekać, aż cały zespół pokona odcinek drogi i zwolni ją dla następnych. Oczekiwanie trwało od kilku do kilkunastu minut , na szczęście przynajmniej w naszym przypadku, nie dochodziło do jakiś incydentów czy awantur , ale i tak miała miejsce swoista ekwilibrystyka przechodzenia przez plecy , ręce czy nad głowami – co było i zabawny i niebezpieczne . W sumie jednak w dość dobrym czasie ok. 12.15 – 12.30 wszedł pierwszy zespół prowadzony przez Janka, a ok. 12.45 wszedł drugi zespól prowadzony przez Pitera . Pobyt na szczycie trwał ok. godziny wypełniony radością , gratulacjami i sesjami fotograficznymi . Chyba wszystkich niepokoiło zejście, zawsze trudniejsze , ale odbyło się dość sprawnie i w dobrym czasie . Przed 18.00 wszyscy dotarli do schroniska , aby przy piwie świętować udane wejście na ten niełatwy szczyt . Następnego dnia zeszliśmy bez pospiechu na parking do samochodów i po ponownym przepakowaniu ok. 13.00 wyruszyliśmy w drogę powrotna do domów . Do Lubina dotarliśmy krótko po 22.00. Kolejna klubowa wyprawa została zakończona pełnym sukcesem, bo szczyt weszli wszyscy uczestnicy wyprawy – co nie zawsze się udaje .
J.D.