Po całonocnej podroży pociągiem z Jogyakarty, wysiadłem na dworcu w Malang. Plan był prosty, dojechać do Tumpang , tam zrobić badania BMI , wynająć wspólnie z innymi jeepa do Ranupani, bazy i biura Bromo Tengger Semeru National Park, i w drogę, tzn. na gorę J.
Szczęście pytającym sprzyja J , spotykam 5 młodych chłopaków , którzy również jadą na Semeru. Od tej pory podróżujemy razem. Chłopcy sprawnie znajdują busa do Tumpang, za kilka złotych. W Tumpang idziemy do lekarza, pomiar cisnienia , i dostaję zaświadczenie lekarskie, że mogę zdobywać Semeru. Mam problem, wszystko idzie zbyt szybko, nie zdążyłem kupić jedzenia i gazu do kuchenki. Chłopcy mówią żebym się nie martwił , gazu do mojej kuchenki nie znajdę na całej Jawie, będziemy razem gotować wodę , jedzenie również. Kupuje trochę zupek jawajskich i parę konserw. Potem lądujemy u znajomych, szybka kąpiel, i jedziemy do Ranupani, jeepem , 3 godziny , za 200000 rupi od łepka. Po drodze jeden z samochodów zepsuł się i skutecznie zablokował drogę. Ranupani, rejestracja ekipy , kupno biletów, miejscowi 6000 R , ja 72000 R. Rejestrujemy się jako grupa z Klubu Wysokogórskiego w Lubinie . Mam nadzieję, że prezes mi wybaczy J Po 4 godzinach dochodzimy do Ranu Kumbolo, (ok. 2500m npm ), przepięknego jeziorka, i tutaj spędzamy pierwszą noc. Zimno jak cholera , 2 może 5 stopni. Nad jeziorem jest ze 250 namiotów. 17 sierpnia jest Independence Day , w tych dniach mieszkańcy Jawy uczestniczą w ceremonii pod świętą górą Semeru – Mahameru. Następnego dnia po 3 godzinach docieramy do Kalimati, następnego obozu. W obozie nie ma wody, jest w źródełku kilometr od obozu. Kolejny nocleg. Rano (17 sierpnia ) pojawia się problem, w Dniu Niepodległości jest zakaz wstępu na wulkan, taki rodzaj szacunku dla Świętej Góry. Cały dzień uczestniczę w ceremonii, pod górą jest chyba ze 2 tysiące ludzi , którzy biorą udział w ceremonii, fotografują się z flagami, w swoich strojach z uczelni, i ze mną , byłem jedynym obcokrajowcem w obozie. Wychodzimy o 23, tak żeby na szczycie być o wschodzie słońca. Po drodze kolejny obóz – Archopodo. I zaraz koniec lasu. Zaczyna się prawdziwy wulkan. Wygląda to tak jak wielka góra szlaki, żużlu, czarnego piachu i popiołu. Dwa kroki do góry i obsuwasz się jeden krok. Dopiero teraz uświadomiłem sobie, ze takim tempem na górze będę o 3 rano. Zimno jak cholera chyba w pobliżu zera. Znalazłem jakąś szczelinę, owinąłem się folia i przekimałem dwie godziny. O 6. jestem na szczycie, 3767 m npm. Praktycznie wejście od granicy lasu , zajęło mi 3 godziny. Widoki wspaniałe, wschód słońca, gdzie nie spojrzeć wulkan na wulkanie. Nagle jak pierdolnie , ze szczeliny pół kilometra od nas słup dymu i popiołu na kilometr. Po godzinie znowu wybuch , i tak średnio co godzinę. Zrobiło się cieplej , chłopcy padli ze zmęczenia i śpią na piasku. Proszę zwrócić uwagę, ze większość wchodziła w sandałach. Pamiątkowe zdjęcia i schodzimy. Zejście do granicy lasu zajęło mi 15 minut J . Jeszcze jeden nocleg w Kalimati , i następnego dnia wracamy do Tumpang.
Reasumując, przy dobrej organizacji na gorę można wejść w dwa dni , i jeden dzień powrót. Średnio na gore wchodzi 15- 25 osób dziennie , w Dzień Niepodległości było ok. 1000.
Z Malang pojechałem do kopalni siarki, Kawah Ijen. O świcie zszedłem do krateru i zrobiłem kilka zdjęć. Nie miałem odwagi robić więcej. Na dnie krateru nie da się przebywać bez maski. Jeziorko na zdjęciach to zbiornik kwasu siarkowego. Nieprawdopodobne jak ludzie mogą pracować w takich warunkach.
Ten człowiek na motorze to ja J , szesć dni za kierownicą Hondy i wszędzie po lewej stronie.
Na Merapi nie udało się wejść , ponieważ akurat „erupował” a kilka dni wcześniej zaginął na nim Jewgienij z Rosji.