PRZEJŚCIE DOOKOŁA KOTLINY JELENIOGÓRSKIEJ – 09.2011

05/01/2013 | Działalność

W dniach 16-18 września kilku naszych klubowiczów wzięło udział w imprezie „Przejście dookoła Kotlinny Jeleniogórskiej 2011” ekstremalnej imprezie turystycznej, polegającej na przejściu wszystkich pasm górskich otaczających Kotlinę Jeleniogórską. Trasa długości 145 km wiedzie przez Karkonosze, Rudawy Janowickie, Góry Kaczawskie i Góry Izerskie. Czas wyznaczony na pokonanie tej wędrówki to 48 godzin Przejście ma na celu upamiętnienie dwóch ratowników Grupy Karkonoskiej GOPR: Daniela Ważyńskiego i Mateusza Hryncewicza. Zgineli oni w lawinie w Kotle Małego Stawu 8 lutego 2005, będąc na służbie. Daniel był inicjatorem I Przejścia – wraz z 2 kolegami z GOPRu wyruszył na trasę w 2004 roku. Niestety nie dane mu było spróbować jeszcze raz… Dwie nasze ekipy w składzie Asia, Agnieszka, Paweł i Mateusz, Kamil i Marek docierają niemal równocześnie do Szklarskiej, spotykamy się na miejscu startu. Załatwiliśmy formalności (potwierdzenie numeru telefonu, okazanie apteczki, czołówki) i pozostało niewiele czasu do odprawy i godziny 20.00. o 19.30, rozpoczęła się odprawa: kilka informacji organizacyjnych i pogodowych, a o 19.59 minuta ciszy poświęcona upamiętnieniu Daniela Ważyńskiego i Mateusza Hryncewicza. Chwilę później ok. 400 uczestników rusza w kierunku Szrenicy. Od tej chwili blask setek czołówek będzie nam towarzyszył przez większą część nocy. To z pewnością niezapomniane chwile, gdy idąc nocą granią Karkonoszy, obracasz się i widzisz świecący sznur latarek rozciągnięty na długości kilku kilometrów. W oddali dostrzegasz światła miast i wsi Kotliny Jeleniogórskiej. Na Szrenicę docieramy w ekspresowym tempie, bo wystarczyła nam do tego jedynie godzina. Krótki odpoczynek i ruszamy dalej. Nie zwalniamy tempa, kolejna godzina i jesteśmy na Śnieżnych Kotłach, idziemy w grupie Asia, Mateusz, Kamil i Marek trochę z tyłu zostają Agnieszka i Paweł. Do pierwszego punktu kontrolnego pod Odrodzeniem docieramy o 23.50. W Odrodzeniu postanawiamy poczekać na Agnieszkę i Pawła. Niestety nie dogadaliśmy się, Aga z Pawłem nie weszli do schroniska i poszli dalej, a my na czekaniu straciliśmy dwie godziny. Przed druga wyruszmy dalej. Ok. trzeciej w nocy docieramy do Domu Śląskiego gdzie spotykamy Age i Pawła i znowu tracimy ok. godziny na herbatki i takie tam… . Dalszą drogę przez Śnieżkę a potem zejściem po karkołomnych schodach tniemy już bez odpoczynku do przełęczy Okraj gdzie meldujemy się ok. siódmej rano. Na punkcje kontrolnym czekają na nas puste pudełka po ciastkach to wina straty czasu, jaką zaserwowaliśmy sobie na własne życzenie. W schronisku śniadanie, toaleta, zmiana skarpet sen na krzesłach i o dziewiątej wyruszamy dalej. Do naszej grupy dołącza poznany w schronisku Czesiek. Przez Przełęcz Kowarską pędzimy szlakami Rudaw Janowickich. Czesiek zachwycony zdolnościami „nawigatorskimi” Mata nadaje mu nową ksywę „Rozum”. Pod szczytem Wołka zaliczamy kolejny punkt kontrolny, zaczynają wysiadać kolana, bliski wycofania jest Kamil punkt krytyczny przychodzi przy Zamku Bolczów. Tu decydujemy się o rozdzieleniu naszej grupy Asia z Matem idą szybko aby zdążyć przed szesnastą odebrać ciepły posiłek który ma być na czwartym punkcie kontrolnym na Różance. Reszta czyli Czesiek Kamil i Marek z obolałymi kolanami wolniej schodzą do Janowic Wielkich, zrobić zakupy dla wszystkich na dalszą drogę. Aga i Paweł daleko za nami. Tu zapada decyzja o wycofaniu się Kamila, chwile potem dowiadujemy się, że dla Agi i Pawła Janowice też okażą się ostatnim punktem tegorocznego marszu. Po zakupach odprowadzamy Kamila na punkt transportowy i ruszamy w dalszą podróż, przed nami ostre podejście na Różankę, a na jej szczycie – czeka już na nas odebrany wcześnie przez Asię i Rozum obiad, makaron z dodatkami i herbata. Na rozległej łące, rozgrzanej wrześniowym słońcem zostajemy do osiemnastej. Po takim odpoczynku wykorzystując przypływ nowych sił zdobywamy kolejne szczyty Gór Kaczawskich. Docieramy na Przełęcz Komarnicką na punkt kontrolny nr 5. Na tym odcinku zaczynają się kłopoty, przez nieuwagę, noc i zmęczenie gubimy szlak. Ponad godzinę zajmuję nam odnalezienie trasy. W końcu docieramy na Kapelę gdzie rezygnuje Czesiek (to jego rekord rok wcześniej doszedł do Różanki) niezłym tempem idziemy na punkt kontrolny nr 6 pod Świrkiem gdzie docieramy ok dwunastej w nocy. Decydujemy się na godzinny odpoczynek. Budzi nas Magda, która chce dołączyć do naszej grupy, z przyjemnością przygarniamy niewiastę i ruszamy w dalszą drogę. Po dwóch godzinach marszu na odpoczynek i opuszczenie nasze trójki decyduje się Magda. I znowu gubimy drogę i znowu godzina w plecy, morale spada. Odnajdujemy trasę w Chrośnicy. Mocno doskwierają bolące kolana, głównie przy zejściach masz wrażenie, że każdy odczuwany ból mnożony jest razy dwa…Godzina 6.30 dochodzimy do setnego kilometra, punktu kontrolnego nr 7, rozświetlona porannym słońcem, Góra Szybowcowa. Siadamy przy punkcie kontrolnym i – może w pół, może w pełni świadomie – podejmujemy decyzję o zakończeniu wędrówki.

autor: Marek Kruglinski